Dlatego wciąż warto sięgać po Pieśń o moim Chrystusie, Krąg biblijny, Hymny Maryjne czy Jezusa z Nazarethu, aby lepiej zrozumieć świat hebrajskiej wrażliwości. Bartłomiej J. Kucharski OCD Głos Karmelu 23/2008 Pieśń o moim Chrystusie. Hymny Maryjne. Roman Brandstaetter 0. W jednym tomie zamieszczono dwa cykle wierszy - Pieśń o moim Chrystusie (1960) oraz Hymny Maryjne Profil wydania Pieśń O Moim Chrystusie (Winyl, LP, Stereo, Veriton, SXV-736, SXV-736-P - Polska) - Veriton, SXV-736, SXV-736-P - Polska - Roman Brandstaetter, Zbigniew Zapasiewicz - zobacz szczegóły wydawnictwa oraz dostępne egzemplarze w sprzedaży. Kup Roman Brandstaetter w kategorii Ballada, Poezja śpiewana - Płyty winylowe na Allegro - Najlepsze oferty na największej platformie handlowej. wcześniej niż rozpoczyna się akcja dramatu. Takie zawężenie czasu akcji, sugeruje chęć nagromadzenia kluczowych wydarzeń w życiu Przemysła, a tym samym utrzymanie odpowiedniego tempa na scenie, które nieustannie utrzymuje widza w napięciu -od śmierci Ludgardy, poprzez dążenia do koronacji, aż do tragicznej śmierci króla w Rogoźnie. Download Image of Roman Brandstaetter PL. Free for commercial use, no attribution required. Polski: Roman Brandstaetter - polski poeta. Public domain photograph related to Polish history, free to use, no copyright restrictions image - Picryl description. Dated: 07.02.2016. Topics: poland, images of low quality, roman brandstaetter Pieśń o moim Chrystusie (1960) Hymny Maryjne (1963) Dwie Muzy (1965) Księga modlitw (1985) Pieśń o życiu i śmierci Chopina (1987) Księga modlitw starych i nowych (1987) Hamlet i łabędź (1988) n2j5fDi. Uncategorized Roman Brandstaetter „Gdybym zaczął pisać bzdury o miłości ziemskiej Marii Magdaleny do Jezusa, to by kupowali, tłumaczyli, czytali. Chcą książek, które by ich uspokajały, rozgrzeszały, zwalniały, uniewinniały. W imię wierności sobie – nie mogę. Nie mogę się sprzedać. Byłbym bogaty, ale musiałbym sobie w twarz napluć”. „Wiara w Boga była jego oddechem. Była we wszystkim, co robił i o czym myślał. Posiadał ją w nadmiarze, jeśli wiarę można posiadać w nadmiarze” – wspominał o. Jan Góra OP. „Wielkie dziedzictwo duchowe wspólne chrześcijanom i Żydom upewnia mnie w przekonaniu, że moje «odejście» od judaizmu, moja «zdrada», jak to chcieliby widzieć niektórzy, nie jest odejściem w znaczeniu dosłownym. Ja dotykam obu krańców łuku” – pisał Roman Brandstaetter. O. Jan Góra i Roman Brandstaetter „Opowieść o człowieku, który z daleka szedł do Jezusa. Z ziemi sytej nad Jordanem do ziemi sytej nad Wisłą” – napisał w dedykacji do książki o Romanie Brandstaetterze pt. Był jak przechodzień do domu Ojca o. Jan Góra OP, jego wieloletni przyjaciel. Pójdźmy po śladach tej opowieści. 116 rocznica urodzin poety, pisarza, tłumacza i wspaniałego znawcy czasów Chrystusa, która przypada 3 stycznia, jest do tego dobrym pretekstem. – Życie i upokorzenie pisarza są pokarmem i chlebem powszednim jego twórczości. Całym sobą płacimy za słowo – twierdził Roman Brandstaetter pod koniec swojego 80-letniego życia, podkreślając odpowiedzialność, która spoczywa na piszącym. Wczytując się w notatki o. Jana Góry natrafiłam na fragment wspomnienia, które w 1997 r. zapisał o poecie. To ważne wyznanie i definicja moralnego kodeksu autora Kręgu biblijnego z jednej strony i diagnoza, jakże smutna, naszej ludzkiej kondycji, z drugiej. Możesz się sprzedać? Ojciec wspominał: „Kiedyś, wróciwszy z zagranicy, na pytanie, jak tam, odpowiedział mi tak: «Widzi ojciec, nadszedł czas, że zdrowej nauki nie ścierpią, ale według swych pragnień zgromadzą sobie nauczycieli, a żądni tego, co łechce ucho, odwrócą słuch swój od prawdy i obrócą się ku baśniom. Tak jest zaczął pisać bzdury o miłości ziemskiej Marii Magdaleny do Jezusa, to by kupowali, tłumaczyli, czytali. Chcą książek, które by ich uspokajały, rozgrzeszały, zwalniały, uniewinniały, w których znajdowaliby potwierdzenie własnego sposobu myślenia… i jestem już za stary. Za dużo przeżyłem. W imię wierności sobie – nie mogę. Ewangelia jest inna. Ona jest wymagająca, radykalna, jasna, jedyna… Nie mogę się sprzedać. Byłbym bogaty, ale musiałbym sobie w twarz napluć…»”. O. Góra wspominał, że pisarz prowadził „wielką księgę ześwinień pisarzy”. Odnotowywał tam, z bólem, nazwiska osób, które pisały peany na cześć Stalina albo za talony na samochód donosiły na kolegów. Uważał, że Pana Boga obraża brak rozumu, brak wychowania i ogłady, brak przyzwoitości i szmatławość. „Ojcze, szmatławość, w stosunku do niej jestem zupełnie bezradny…” – żalił się podniesionym głosem. Poeta w obłoku dymu „To był gwałtownik, skory do nagłych wybuchów, żałujący za moment swego uniesienia. Łagodniejący po chwili i szukający kompromisu i zgody. Ceremonialnie nabijający tytoniem fajkę, pieszczący fajczaną lulkę z lubością, zawsze wśród kłębów i smug fioletowego dymu zastygającego nad nim na kształt obłoczka. Stale trzymający się za serce, przystający co parę kroków, by odpocząć, a kiedy dolegliwości mijały i ból ustępował, ruszający dalej w drogę. Fajka to osobne zagadnienie. Odrębne, samo w sobie. Była nieodłącznym atrybutem mistrza Romana. Z nią, w jej towarzystwie, zawsze się ukazywał, pisał i szedł do kościoła, otwierał drzwi i siadał w fotelu. Dobór fajki i tytoniu zajmowały mu sporo czasu i energii” – wspominał ojciec. O ostatnią porcję ulubionego amerykańskiego tytoniu Revelation poprosił o. Górę w 1987 r., gdy ten jechał do Wiednia. Cena okazała się jednak zaporowa dla zakonnika i ten długo zwlekał z kupnem. Zanim wydał 60 szylingów prośba o tytoń okazała się być ostatnim życzeniem Mistrza – Brandstaetter zmarł 28 września. Ojciec z tytoniem do fajki nie zdążył. Jednak prośbę wypełnił. Kupiony tytoń rozsypał ukradkiem na grobie poety, aby ten zanurzył się w fioletowy, pachnący obłok, w którym tak lubił się chować. Chłopak z Tarnowa Roman Brandstaetter urodził się w żydowskiej rodzinie inteligenckiej w Tarnowie 3 stycznia 1906 r. Jego dziadek, Mordechaj Dawid Brandstaetter był właścicielem tłoczni oleju lnianego i znanym twórcą literatury hebrajskojęzycznej, a także autorem opowiadań i nowel. To on nauczył wnuka całego Pięcioksięgu jeszcze zanim ten poznał litery. Siadał w fotelu, brał chłopca na kolana i opowiadał mu Torę. Jakiś czas później kamyczek do biblijnej formacji chłopca dołożyła mama – postanowiła nauczyć go czytać i pisać po polsku na Piśmie Świętym, w przekładzie ks. Wujka. „Nie znam nikogo spośród moich przyjaciół, bliższych i dalszych znajomych, który by się uczył pisania i czytania na Wujkowej, wcale niełatwej polszczyźnie” – pisał w Kręgu biblijnym. Szkołę powszechną i gimnazjum męskie ukończył w rodzinnym Tarnowie, egzamin dojrzałości zdał w 1924 r. w Krakowie i tam, na Uniwersytecie Jagiellońskim, studiował filozofię i filologię polską. W 1926 r. na łamach „Kuriera Literacko-Naukowego” zadebiutował jako poeta. Doktorat zrobił z Mickiewicza. „Roman Brandstaetter narodził się późno. O wiele później, niż wskazuje jego data urodzenia. Narodził się pewnej grudniowej wietrznej nocy, już bliżej rana, w Jerozolimie. Tam w Palestynie zobaczył na nowo i poznał Chrystusa” – pisał o. Góra. Rodzina Cała rodzina Brandstaettera zginęła w krematoriach Treblinki. Dowiedział się o tym w czasie pobytu w Jerozolimie. To był wstrząs, o którym nigdy później nie napisał i nie opowiedział. Ukrył ból głęboko, zasłonił szczelnie i nawet najbliższych nigdy do tej przestrzeni nie wpuszczał. Żonę też przed tą czeluścią chronił, bo „była delikatna”. W Przypadkach mojego życia wrócił na chwilę do ostatniego spotkania z matką we wrześniu 1939 r. „Pamiętam tę noc i te schody, którymi wtedy schodziłem. Stałaś w drzwiach zapłakana. Domyśliłem się, że chciałaś mnie zatrzymać, ale nie śmiałaś tego uczynić. Była to bowiem ostatnia szansa mojego ocalenia, a ty gorąco pragnęłaś, abym pozostał przy życiu. Pomny na ostrzeżenie Pańskie skierowane do uchodźców uciekających z płonącego miasta, nie przystanąłem na zakręcie schodów, i nie obejrzałem się, aby cię po raz ostatni ujrzeć. Dlatego nie wiem – a ta niewiedza jest wyrzutem mojego sumienia – jaki był wyraz twojej twarzy w przyćmionym świetle lampy okalającym twoją głowę. Ty już dawno nie żyjesz. A ja wciąż schodzę tymi samymi schodami i wciąż boję się za siebie obejrzeć”. „Od tamtej pory modlitwa za popiół stała się jego modlitwą codzienną” – mówił o. Jan. Chrystus – Człowiek, który niepokoi We wschodniej ścianie tarnowskiej katedry wisi miedziany krucyfiks. Wkomponowano go w katedralne mury w 1899 r., a więc siedem lat przed narodzinami Romana. Rzucał się w oczy i chłopiec z żydowskiego domu znał go dobrze. Bardzo niepokoił ten Człowiek wiszący na ścianie, w cierniowej koronie, wyglądający na bardzo cierpiącego. Z czasem bał się tak bardzo, że chodził na rynek okrężną drogą. „Ten rozpięty na krzyżu Chrystus, sczerniały od deszczów i wiatrów napawał mnie coraz większym niepokojem” – wspominał w Kręgu biblijnym. W tym czasie pracował w Jerozolimie dla Polskiej Agencji Telegraficznej. Często brał nocne zmiany i w czasie jednej z tych zmian w zagraconym pokoju trafił na starą gazetę, w której zamieszczono reprodukcję rzeźby Ukrzyżowanego Innocenza z Palermo, znaną z kościoła San Damiano w Asyżu. Doznał wstrząsu, ujrzał sens swojego życia i dokonał wyboru. Wyrzeźbiony Ukrzyżowany miał oczy zamknięte, „ale On mnie widział” – powiedział później. Po powrocie do domu „otworzył Nowy Testament jak się otwiera drzwi prowadzące do domu”. Drążącymi rękami wyciął reprodukcję z gazety, oprawił w ramkę i gdziekolwiek mieszkał, zabierał ją ze sobą. W testamencie zaznaczył, aby ten wizerunek włożyć do jego trumny razem z różańcem, który podarował mu Jan Paweł II. Czy to było jedno ze spektakularnych nawróceń? Nawrócenie to słowo, którego Brandstaetter nie lubił. „Ja nie byłem poganinem, żebym miał się nawracać. Po prostu uznałem Nowy Testament za całkowite wypełnienie Obietnicy Pańskiej zawartej w Starym Testamencie. I na tym koniec. Cała reszta była dla mnie logiczną konsekwencją tego faktu”. 15 grudnia 1946 r. przyjął chrzest w kościele paulinów przy via dei Barbieri w Rzymie. Tydzień później, w tym samym kościele, już jako Roman Paweł poślubił Reginę z Brochowicz-Wiktorównę. Żona – najpiękniejszy człowiek mojego życia „Pani zostanie moją żoną” – powiedział do Reginy z Brochowicz-Wiktorówny.„To niemożliwe, bo ja jestem dobrze urodzoną szlachcianką, katoliczką, a pan jest Żydem… To jest po prostu w żaden sposób niemożliwe”. „Dla Boga nie ma nic niemożliwego” – odpowiedział. Byli małżeństwem przez czterdzieści lat. Ona, szlachcianka z Woli Sękowej, sekretarka ambasadora polskiego w Rzymie, prof. Stanisława Kota, znająca języki i literaturę, była dla niego wsparciem, muzą i pierwszą czytelniczką wszystkich dzieł. Zmarła w 1986 r., po długiej chorobie, a on po tej śmierci nie był już tym samym człowiekiem. „Moja Żona, śp. Rena, była najwierniejszym i najpiękniejszym człowiekiem mojego życiai natchnieniem moich najlepszych dzieł” – napisał w testamencie, dopełniając tym samym treść Psalmów żałobnych o śmierci mojej żony. Wielu znajomych z poznańskiego okresu ich małżeństwa wspomina barczystego, wielkiego jak dąb Brandstaettera, który kroczy spacerowym krokiem z Winogradów w stronę Cytadeli, a jego żona idzie nieco z tyłu i uśmiecha się, gdy mąż-poeta zatrzymuje się, odwraca i patrzy na nią z czułością. Kochaj Biblię – najważniejszy testament Mistrza „Każdy musi samodzielnie wędrować do Biblii. Każdy musi sobie do niej własną drogę wymościć” – pisał. „Pismo Święte powinno być w miarę podniszczone, ze śladami palców na rogach stronic, zapisane na marginesie drobnym pismem i upstrzone różnokolorowymi podkreśleniami, przypominającymi mosty przerzucone nad przepaścią. Każde takie podkreślenie i każda uwaga zapisana na marginesie księgi, na dole, o góry, po bokach, jest dowodem naszego przenikania w tekst i naszego spoufalenia się, jest jakby podpisem stwierdzającym nasz współudział w zdarzeniach, dziejących się na jej kartach” – twierdził. Wszystkie jego literackie prace i wysiłki, tłumaczenia ksiąg biblijnych, z którymi zmagał się po nocach miały jeden, najważniejszy cel: zachęcić do czytania Biblii, do wejścia w krąg jej Światła, Słowa, które zmienia życie. Po śmierci Porządkowanie mieszkania po śmierci poety przypadło w jakiejś mierze ojcom dominikanom. O. Jan Góra znalazł na biurku różne wydania Pisma Świętego, a jedno szczególnie pozakreślane na kolorowo. Było to tłumaczenie ks. Kowalskiego, bardzo zużyty egzemplarz, ledwo trzymający się razem. Fajki były na swoim miejscu, w kałamarzu. Wszystko w takim porządku, jak Mistrz lubił. To, na co o. Jan zwrócił uwagę, to był… kosz na śmieci. „Był zapełniony do połowy, a w nim jakieś zmięte karteczki, zapisane charakterystycznym pismem. Wyjąłem je, delikatnie, a na nich wszystkich – karteluszkach, fiszkach, okładki starych kalendarzy, notesików z podróży, zapisków i notatek ten sam początek na górze: W Imię Boże! On tak wszystko zaczynał… i dzień, i pisanie, i życie” – wspominał o. Jan. Agnieszka Bugała Korzystałam z książek:R. Brandstaetter, „Przypadki mojego życia”R. Brandstaetter, „Krąg biblijny”R. Brandstaetter, „Pieśń o moim Chrystusie”O. Jan Góra OP, „Był jak przechodzień do domu Ojca” Roman Brandstaetter: Żyd, który spojrzał na Ukrzyżowanego. Doznał wstrząsu i dokonał wyboru (ur. 1906 w Tarnowie, zm. 1987 w Poznaniu), polski pisarz, poeta, dramaturg, tłumacz i znawca Pisma Świętego. Urodził się w żydowskiej rodzinie inteligenckiej. Egzamin dojrzałości zdał w Krakowie. Naukę kontynuował na Uniwersytecie Jagiellońskim, studiując filozofię i filologię polską. W okresie tym zadebiutował również jako poeta, publikując na łamach “Kuriera Literacko-Naukowego”. Po ukończeniu studiów wyjechał na rządowe stypendium do Paryża, gdzie prowadził badania nad działalnością polityczno-społeczną Adama Mickiewicza. Praca ta zaowocowała tytułem doktora filozofii. Po powrocie zamieszkał w Warszawie i przez rok pracował jako nauczyciel języka polskiego. Podjął też pracę literacką oraz publicystyczną. Krótko po wybuchu II wojny światowej przeniósł się do Wilna, a następnie do Jerozolimy, gdzie nawrócił się na katolicyzm. To przeżycie opisał później w opowiadaniu ”Noc biblijna”, zamieszczonym w zbiorze ”Krąg biblijny" (2010). Chrzest przyjął w Rzymie w 1946. Po powrocie do Polski zamieszkał w Poznaniu, gdzie otrzymał posadę kierownika literackiego Teatru Polskiego, a następnie Teatru Wielkiego. Zmarł w roku 1987. Jego literacka działalność zaowocowała w wiele tytułów z dziedziny dramaturgii, prozy i poezji. Najbardziej znane dramaty Brandstaettera to “Kupiec warszawski”, “Ludzie z martwej winnicy”, “Upadek kamiennego domu”, “Dramat księżycowy”, “Nie będziesz zabijał” czy “Dzień gniewu”. Znaczące tomiki poetyckie autora to: “Pieśń o moim Chrystusie” (1960), “Hymny Maryjne” (1988), “Księga modlitw starych i nowych” (1987), “Hamlet i łabędź” (1988), “Skarb w dłoni żebraka” (1994). Jego najważniejszym utworem prozatorskim jest czterotomowa powieść “Jezus z Nazaretu” (1979). Pisarz przekładał także na język polski Szekspira oraz księgi biblijne. Do takich przekładów należą zbiory: “Słowo nad słowami. Antologia poezji Starego Przymierza w przekładzie Romana Brandstaettera”, “Psałterz” oraz ”Księgi Nowego Przymierza”. Kategoria: Roman Brandstaetter Utworzono: piątek, 30, styczeń 2015 17:55 Roman Brandstaetter "Kuszenie na pustyni." fragment z "Pieśni o moim Chrystusie" I Człowiek codziennie wychodzi na pustynię I nie zna granic tej pustyni. I codziennie kuszony jest człowiek, I nie zna granic tej pokusy. I codziennie walczy ze złem, I nie zna granic tego zła. II Jestem na pustyni, Na szczycie góry Dżeb-El-Rab, W kręgu pokusy i nienasycenia. Czytam księgi mądrości, Napisy na stożkach Niniwy, Tablice Marduka I potrójnie zapisane palimpsesty. Nie mogę zasnąć. Fruwające nade mną Nagie kobiety, owinięte W rzekę swoich włosów Jak w prześcieradła, I silni mężczyźni W kłębach cyklonu. Wolę wierzyć w obecność Dwóch bogów: dobra i zła, Niż w jednego Boga, Który w imię dobra Czyni zło. Manichejska modlitwa Nie przynosi mi ulgi. Fosforyzująca bogini z Dżeb-El-Rab Położyła na stole proszek morfiny. Nie chcę już więcej słyszeć przypowieści O martwych rodach, szczepach i plemionach, Ani o laskach pasterskich zatkniętych W pustynnym piasku. Asyryjska rzeź Trwa nieustannie. Podchodzę do okna. Widzę rozległe królestwa, Przez które ciągną karawany Bezsilnych i zmęczonych wartości. Niechaj trwa tez wieczór pustynny. Pragnę być sam z moim zwątpieniem I demonami III Uderzam w struny harf, Lecz wszystkie melodie brzmią fałszywie. W pływających ogrodach ludzie od wieków, Uśmiercając stare zło, tworzą nowe. Boli mnie Wzajemna wrogość ziemian Nie pogodzonych z losem. Podnoszę czoło Znad ziemi, ale ten gest buntu Przeciw ugorom nie jest dowodem Mojej zgody ze żyznym niebem. Wszyscy żyjemy obok siebie Jak ogień i woda, Płonąc i sycząc. Pomieszały się nasze mowy, A nasze ręce, Wzywające pomocy, Są niezrozumiałe Jak kabalistyczne znaki Pomiędzy brwiami mędrca, Wywołującego ze środka koła Postać Azazela. Ten wieczór jest jądrem pustyni, Stolicą drapieżnych zwierząt I zaczajonych do skoku tygrysich aniołów. Od jednych pragnę uciec, Do drugich pragnę dążyć, Ale nie umiem zdobyć się Ani na rezygnację Ani na decyzję. Niechaj trwa tez wieczór pustynny. Pragnę być sam z moim zwątpieniem I demonami IV Gorzka jest prawda jak migdał, Który staram się rozgryźć. Smak goryczy Jest dowodem jej nieskazitelnej autentyczności. Kusi mnie myśl o ateizmie I kusi mnie myśl o pustyni Dudael, Gdzie spoczywają kości Azazela I kraczą kodeksy Henocha. Zaczynam wierzyć, że nie ma nagrody Za dobre uczynki i kary za grzechy, Że wszystko jest przypadkiem, Że Bóg jest tak samo bezlitosny i bezsilny Jak ja. Kusi mnie myśl o powszechnej negacji I kusi mnie myśl o powszechnym szaleństwie. Dlatego gdy przyszły do mnie kości Azazela, Zamieniłem moje kamienie w chleb, A potem skoczyłem ze szczytu świątyni W dolinę Cedronu, w sieć, Którą rozciągnęli pode mną Cyrkowcy w szkarłatnych frakach, A potem złożyłem im pokłon I panowałem Nad królestwami ziemi. Uczyniłem to wszystko, ponieważ Pragnąłem dowodów mojego istnienia W godzinę pokusy. Albowiem prawdą jest, Że nie dążę do Boga, Ale chcę być bogiem, Śniadym jak noc z kości słoniowej. Unoszę się w powietrzu W obłokach jelonków. Moje czoło jest tablicą przykazań, A moje ręce są siedmioramiennymi świecznikami. Wśród śpiewu ryb, ptaków i gryfów Wstępuję W niebo przerażonych urzędników, W niebo siedmiu grzechów głównych, W niebo fosforyzującej bogini Z Dżeb-El-Rab, Gdzie wśród filigranowych palm Psalmiści I satyrycy, I młodzieńcy o miedzianych udach, I kobiety o pełnych wargach, Dobrowolnie Z miłości do samych siebie Unicestwiają się, Znikają Jak kwiaty Na wyblakłych freskach. Niechaj trwa tez wieczór pustynny. Pragnę być sam z moim zwątpieniem I demonami V Wszyscy mnie opuścili. Tylko Bóg codziennie zsyłał znaki, Ale były one dla mnie bezużyteczne, Gdyż nie umiałem ich odczytać. Z początku tym znakiem była choroba, A potem był nim śpiew znużonych żołnierzy Nad studnią psalmów. Aż wreszcie pewnej nocy Znalazłem starą gazetę, w której leżała zmięta Reprodukcja krzyża. Lecz zamilcz, serce. Szczegóły pozostaw niebiosom i żonie. I wtedy zrozumiałem, Że chleby, które stworzyłem Z kamieni pokusy, Nigdy nie zaspokoiły mojego głodu, Że mój lot z krużganku świątyni Na niebezpiecznych rękach cyrkowców Był tylko złudzeniem, Że królestwo, Które otrzymałem w darze, Było tylko uschniętym fletem. I wtedy zobaczyłem, jak w Twojej komnacie Gasną powoli kandelabry. Twój cień W kształcie kosmosu przesuwał się po ścianie I zbliżał się ku mnie W niewidzialnych dźwiękach poezji, Tej muzyki filozofii, Którą skomponowali Harfiści i apostołowie. Ale byłem wtedy jeszcze Jak znużona jaszczurka, Wygrzewająca się na pustych schodach. Wystarczył Twój krok, Bym krył się przed Twoim obliczem, Boże, Głęboki jak smutek Człowieka zanikającego. Niech już minie ten wieczór pustynny Wraz ze zwątpieniem i demonami. VI We mnie jest tropikalna burza, We mnie jest wielka przepaść, We mnie są wytrzebione królestwa. Lecz Ty, który jesteś w mojej krwi I znasz jej pychę i głód, Nie wódź już dłużej na pokuszenie Mojej krwi, pychy i głodu, Lecz przebacz pustkę i brzydotę nędzarzowi, Zaludnionemu chórem Baalfagorów, Spożywających grzeszne potrawy W naczyniach umarłych. I nie niszcz mojego ducha, Panie, Jak zniszczyłeś szczep Datana i Abirama, Ale odnów go Jak mury świątyni, W której spoczywały węże Na ołtarzach. Bo ja pragnę, Boże, na przekór Wszystkim zwątpieniom i pokusom, W godzinę mojej śmierci, Gdy już nikogo nie będzie Między mną a Tobą, Spocząć W Twoim spojrzeniu, Pod lukiem rodzynkowego domu Moich przodków, Którzy jak koniki polne Śpiewają pod świętymi księgami. /dziękuje Kasi za przesłanie mi tego wiersza./ Dodaj komentarz 1 – 2 of 2 Sort Show items per page 1 – 2 of 2 Show items per page (ur. 3 stycznia 1906 r. w Tarnowie – zm. 28 września 1987 r. w Poznaniu) – poeta, prozaik, dramaturg, tłumacz, znawca Biblii. Urodził się w żydowskiej rodzinie inteligenckiej jako syn Ludwika i Marii z domu Brandstaetter. Jego dziadek, Mordechaj Dawid Brandstaetter (1844-1928), był właścicielem tłoczni oleju lnianego w Tarnowie, jak również znanym twórcą literatury hebrajskojęzycznej, autorem wielu opowiadań i nowel. Po ukończeniu studiów Roman Brandstaetter przebywał na rządowym stypendium w Paryżu (1929-1931), gdzie prowadził badania nad działalnością polityczno-społeczną Adama Mickiewicza. Praca ta zaowocowała tytułem doktora filozofii, który otrzymał w 1932. Po powrocie do Polski (1948) zamieszkał w Poznaniu, gdzie otrzymał posadę kierownika literackiego Teatru Polskiego, a następnie Teatru Wielkiego. Pełnił również funkcję wiceprezesa Oddziału Poznańskiego Związku Zawodowego Literatów Polskich. W 1950 przeniósł się do Zakopanego, gdzie spędził 10 lat jako przewodniczący Rady Kultury przy Miejskiej Radzie Narodowej. W tym samym roku został członkiem Polskiego PEN Clubu. W 1951 r. napisał libretto do opery Tadeusza Szeligowskiego Bunt żaków. Dokonał także przekładów wybranych dzieł Szekspira. W 1956 r. został członkiem korespondentem francuskiej Academie Rhodanienne des Lettres. W 1960 r. Brandstaetter powrócił do Poznania i oddał się wyłącznie pracy literackiej. Stworzył tam kolejne dramaty, wydawał nowe tomy poezji, kontynuował także przekłady dzieł Szekspira oraz rozpoczął nowy cykl przekładów biblijnych z języka hebrajskiego. Następnie zajął się tłumaczeniem ksiąg Nowego Testamentu, z których udało mu się ukończyć przed śmiercią cztery Ewangelie, Dzieje Apostolskie oraz Apokalipsę i Listy św. Jana. W tym okresie powstało też najwybitniejsze dzieło prozatorskie Brandstaettera, czterotomowa powieść historyczna Jezus z Nazarethu (1967-1973). W 1972 r. Brandstaetter wydał opowiadanie Ja jestem Żyd z Wesela, a następnie ukazały się również trzy zbiory miniatur literackich: Krąg biblijny (1975), Inne kwiatki św. Franciszka z Asyżu (1976), Bardzo krótkie opowieści (1978), oraz Bardzo krótkie i nieco dłuższe opowieści (1984). Wiele jego tekstów zostało opublikowanych na łamach miesięcznika „W drodze”. Przyjaźnił się z Marcinem Babrajem OP, miał ogromny wpływ na Jana Górę OP i Jana Grzegorczyka. Autor Jezusa z Nazarethu, Kręgu bilbijnego i Kręgu franciszkańskiego, poematu Pieśń o moim Chrystusie oraz około 30 dramatów, Powrotu syna marnotrawnego, Dnia Gniewu, Milczenia.

roman brandstaetter pieśń o moim chrystusie